Dietetycy są zgodni: ryb w naszej diecie powinno być więcej. Są niskokaloryczne, sycące, bogate w białko, fosfor, magnez, żelazo i potas oraz są nieocenionym źródłem kwasów tłuszczowych z rodziny Omega-3 czyli nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT). Kwasów tych nasz organizm bardzo potrzebuje, ale nie potrafi ich sam wytwarzać, stąd konieczność dostarczania ich z pożywieniem. Możecie powiedzieć, że wystarczy łyknąć pigułkę i po problemie. Lepiej jednak nasz organizm przyswoi NNKT zawarte w rybach. To także bardziej smakowita alternatywa. W sklepach jest naprawdę duży wybór świeżych i mrożonych ryb: łosoś, tuńczyk, mintaj, sola, leszcz, halibut… – listę można by ciągnąc dalej, ale nie o to chodzi. Chodzi o nawyk.
Nie panieruj
Wielu z nas zwyczajowo sięga po dania rybne w piątek. Ale i to coraz rzadziej. Tymczasem sensownym jest jedzenie ryb co najmniej dwa razy w tygodniu. Podkreślam – co najmniej czyli częściej też warto. Ryby można przygotować na tyle różnych sposobów, że na pewno nie będzie monotonnie. Dobrze jednak pamiętać, że nasz ukochany sposób ich przyrządzania czyli panierowanie sprawia, że danie rybne staje się kaloryczne. Lepiej więc ryby przygotowywać na parze, w głębokim tłuszczu albo piekąc je w piekarniku owinięte w folię.
Leszcz, mintaj czy łosoś doskonale nadają się do pieczenia. Mają zwarte i treściwe mięso, które idealnie wchłania aromaty i smaki przypraw.
Zrób śledzika
Obok tuszek świeżych i mrożonych, które można prędko przygotować na obiad, warto od czasu do czasu kupić płaty śledziowe i samodzielnie przygotować w domu śledzika. Śmietana, oliwa, cebula, liść laurowy i ziele angielskie, jabłka, kolorowy pieprz czy żurawina to nasi naturalni sprzymierzeńcy w dziele tworzenia pysznej rybnej przekąski. Śledzie przygotowane w domu wolne są od polepszaczy smaku, zagęstników czy nadmiaru cukru (tak, do tych gotowych sklepowych dodaje się sporo cukru).
Koniecznie wpiszcie na wasze listy zakupów ryby. Zdrowie odwdzięczy się wam z nawiązką. Słowem: nie bądź leszcz! Jedz ryby 🙂