Choroby z autoagresji wyrastają na jedne z chorób cywilizacyjnych. Zanim rozwiną się w pełnej okazałości, często przez lata nie dają żadnych objawów. A kiedy już mamy pełną diagnozę, okazuje się, że samo zażywanie leków nie wystarczy – trzeba zmienić całe swoje życie: sposób odpoczywania, jadłospis, tryb zaangażowania w pracę. Wiele osób nie jest gotowych na takie zmiany i wydaje im się, że wystarczy przeczekać, zażywać leki i wszystko samo się ułoży.
Tymczasem choroba nie ustąpi – kiedy nasz własny układ odpornościowy zwraca się przeciwko nam, możemy jedynie łagodzić objawy tego ataku i uzyskać stan remisji. Nigdy jednak nie wiadomo, czy i kiedy choroba uderzy ze zdwojoną siłą. Jednym ze sposobów trzymania jej w ryzach jest dieta. Istniej tzw. protokół autoimmunologiczny czyli lista zaleceń dla chorych, ale coraz częściej słychać głosy, że każdy z chorujących potrzebuje indywidualnego ustawienia diety. Że to, co szkodzi jednej osobie, będzie dla drugiej całkowicie neutralne.
Faktem jest, że choroby z autoagresji często sprzęgnięte są z nietolerancjami pokarmowymi. To wzajemnie nakręcający się mechanizm: źle się czujemy, bo źle jemy. Ale niejednokrotnie nasze fatalne samopoczucie, kłopoty jelitowe, dermatologiczne czy nawet psychiczne nie są przez lekarzy kojarzone z chorobami z autoagresji. Biegamy od lekarza, do lekarza, nie otrzymując żadnej konkretnej diagnozy. Każde nam się odpocząć, zwolnić, nie denerwować się. Paradoksalnie można więc powiedzieć, że kiedy ma się wreszcie diagnozę, wszystko staje się prostsze, bo wiemy z czym walczymy.
Dieta w chorobach autoimmunologicznych często wymaga eliminacji glutenu i laktozy. Trzeba odstawić alkohol i cukier, bo nasilają procesy zapalne. Restrykcyjne wytyczne mogą przyprawić o ból głowy – czy jest w ogóle coś, co można jeść? Jest, oczywiście. Pocieszający może być fakt, że każdy z chorych musi metodą prób i błędów sam (albo z pomocą dietetyka) przeorganizować swoją dietę.
Kiedy już trafimy na właściwy trop, okazuje się, że zmiana nawyków żywieniowych powoduje polepszenie samopoczucia. I wtedy po prostu nie chcemy wracać do dawnej diety – bo po co…