Mieszczuchom rzadko chce się porzucić samochód i korzystać chociażby z roweru. Najchętniej nawet do osiedlowego sklepiku podjeżdżałyby samochodami. Właściwie miejska dżungla zna dwa rodzaje tubylców – tych, którym część tylna przyrosła do siedzenia kierowcy i tych, którzy połknęli bakcyla biegania. Od czasu do czasu spotykają się w centrach miast – jedni są akurat uczestnikami maratonu, drudzy tkwią w korku i mają swój dzień świra…
A może was cięgnie w zupełnie inną stronę?
Hulaj dusza, piekła nie ma; hulajnoga – nie ma aut
Elektryczna hulajnoga to alternatywa nie tylko dla roweru, ale nawet dla skutera. Można się na niej poruszać po mieście; można dotrzeć w rejony, w których trudno parkować, albo nie ma wjazdu. Nie ma problemów z parkowaniem – hulajnogę można złożyć i… położyć obok siebie przy stoliku w kawiarnianym ogródku. Kiedyś zastrzeżona wyłącznie dla najmłodszych i faktycznie dziś także częściej przez nich używana, hulajnoga wkracza na hipsterskie salony. Jest ekologiczna, wygodna i, co tu dużo mówić, daje poczucie dziecięcej wolności.
Najmłodsi zaczynają przygodę z hulajnogą od wersji trójkołowej:
Ta na fotografii – dwa kółka z przodu, jedno z tyłu – jest bardzo stabilna. W sprzedaży dostępne są też hulajnogi z odwrotnym (jedno z przodu, dwa z tyłu) układem kół, który nie zawsze zdaje egzamin – te modele bywają chybotliwe.
Gdy plażowanie wychodzi już bokiem
Jazda na hulajnodze to doskonała zabawa dla całej rodziny. Jeśli lubimy rodzinne wyprawy rowerowe, z pewnością frajdę da nam także jazda na hulajnodze. Składany jednoślad można zabrać ze sobą na weekend czy na wakacje. Nie zajmuje w bagażniku wiele miejsca, a jest doskonałym lekiem na nudę, kiedy już ma się dość plażowania albo łażenia po górach. I nad morzem i w górach powstaje coraz więcej ścieżek i tras rowerowych, a oglądanie świata z perspektywy dwóch kółek jest latem i przyjemne, i pożyteczne.