Jesienne poranki są koszmarne: za oknem ciemno, w chałupie zimno, we łbie pustka. Wprawdzie jesień nie trwa wiecznie, ale te ciemne i chłodne tygodnie potrafią dać się we znaki i dłużyć w nieskończoność. Otwiera człowiek oczy i odruchowo myśli o kawie. Tymczasem są lepsze patenty na poranne rozgrzanie się i zmotywowanie do życia. Nie, że w ogóle – lepsze jesienią, kiedy nasz organizm przechodzi w zupełnie innym rytm. Kiedy kumulowanie energii jest ważniejsze, niż jej wydatkowanie; kiedy od porannego posiłku i napitku naprawdę wiele zależy – nie tylko samopoczucie i wydolność intelektualna, ale i zdrowie, i odporność.
Co zamiast kawy?
Doskonałą alternatywą jest czarna herbata z cytryną i ciemnym cukrem.
Ma w sobie tyle samo, jeśli nie więcej, substancji pobudzających (tak, kofeinę też) ale nie podrażni żołądka nawet wtedy, kiedy wlejemy ją w siebie w pospiechu bez zjadania śniadania. Doskonale rozgrzeje, a cytrynowa witamina C będzie działała jako zabezpieczenie przed infekcjami – uszczelnia ona ściany naczyń krwionośnych i w ten sposób zapobiega przedostawaniu się wirusów do krwi a potem ich rozprzestrzenianiu.
Równie dobrym rozwiązaniem jest herbata owocowa. Jeśli wzbogacimy ją imbirem, miodem albo naturalnym sokiem, to tak, jakbyśmy wypili filiżankę leku stymulującego odporność. Miód, przypominam, należy rozpuścić w herbacie dopiero wtedy, kiedy przestygnie. W przeciwnym wypadku traci on swoje właściwości. Szczypta imbiru, albo lepiej sok wyciśnięty ze świeżo startego korzenia, świetnie nas rozgrzeje. W ogóle jesienią i zimą powinniśmy unikać herbat o działaniu wychładzającym – np. zielonej czy miętowej – na rzecz rozgrzewających – malinowej, z dzikiej róży, aroniowej czy żurawinowej właśnie z dodatkiem imbiru.
Kawa dobra jest jesienią dopiero koło południa, pod warunkiem, że nie jest to nasz pierwszy „posiłek”. Wlana na pusty żołądek – ewentualnie po porannej herbacie – zadziała odwrotnie, niż byśmy chcieli: rozdrażni, sprawi, że serce będzie „skakać”, a my nie będziemy w stanie się skupić.
Warto też pamiętać, żeby w miarę możliwości była to kawa z ekspresu, a nie fusy zalewane wrzątkiem, od których zrobić się nam może wyłącznie gorzej…