To nie jest wpis dla:
- amatorów zalewana kawowych fusów wrzątkiem
- wielbicieli kawy rozpuszczalnej
- osób, które nie zwracają uwagi na to co piją i w czym im się to podaje
- smakoszy kawowych napojów instant typu 3w1 z przewagą cukru
Kto naprawdę kocha kawę – rytuał jej parzenia i podawania w pięknych naczyniach specjalnie do tego celu stworzonych, ten nigdy nie sięgnie po „plujkę” albo kawę rozpuszczalną. Bo prawdziwa kawa to smak, aromat, moc, kolor i, nade wszystko, jakość.
Jeśli jesteście już po pierwszej porannej kawie i zaczynacie powoli niedomagać intelektualnie, sięgnijcie po kolejną dawkę kofeiny. Ale niech nie będzie to dające energetycznego kopa espresso, a pobudzające wyobraźnię i kreatywność latte machiatto.
Prawda, że piękne? Kawa latte jest łagodna, więc z pewnością będziecie mogli jeszcze dziś wypić kolejną małą (dużą) czarną po powrocie do domu.
Jak zrobić taką piękną kompozycję?
- na dno naczynia – najlepiej takiej pięknej szklanki – nalej mleko
- teraz kolejna warstwa: sama mleczna piana
- i na koniec espresso – lejemy z góry, cieniutkim strumieniem
- dla ozdoby: cynamon, czekoladowe wiórki
Wszystko zależy od wprawy.
Ponieważ szklanka jest wysoka, a zależy nam na utrzymaniu efektu wizualnego do ostatniego łyka, dobrze mieć w pogotowiu łyżeczkę z długim trzonkiem, żeby kawę zamieszać możliwie delikatnie i – jeśli lubicie – słomkę do napojów. Kawa latte kocha towarzystwo słodyczy, więc ich sobie nie skąpcie – kreatywność wymaga poświęcenia… sobie dużo czasu i zaordynowania stosownej ilości smakołyków.
Oczywiście możecie także uzyskać efekt kawy latte w tempie, przepraszam: trybie, ekspresowym, czyli ustawiając wasz ekspres do kawy na odpowiedni program i zaopatrują się w odpowiednie kapsułki. Nieważne jak uzyskacie ten piękny warstwowy efekt – ważne, że świat po wypiciu kawy latte staje się bardziej przyjazny i człowiek znów nabiera motywacji do działania.
Kawa latte idealna jest także na długie babskie posiadówki – sączy się ją powoli, ze smakiem, gadając o wszystkim i o niczym, z przewagą niczego, oczywiście…